„Lekarzu! Gdybyś słuchał się ojca, płacenie za odszkodowanie za utratę jądra by cię ominęło” – zdanie to brzmi może nieco niedorzecznie, ale jest tragicznie prawdziwe. Wszyscy pamiętamy, jak bardzo złościły nas wszystkie te nalegania naszych rodziców, abyśmy zawsze zakładali czapkę, nie pili zimnej wody z kranu lub nie siedzieli za długo w nocy. Nie zawsze mieli oni rację, czasem byli zwyczajnie przeczuleni. Jednak w sprawie, której historię chcielibyśmy Państwu przytoczyć, to właśnie zignorowanie przez lekarza słusznych obaw ojca sprawiło, że konieczne było zapłacenie odszkodowania za utratę jądra.
We wrześniu małoletni został przyjęty do szpitala z powodu częstych i obfitych wymiotów, które doprowadziły do odwodnienia. Lekarz dyżurny przebadał pacjenta. Co istotne dla całej sprawy, chory był rozebrany od pasa w górę, lecz mimo to zapisano, że stan jąder był prawidłowy. Następnego dnia rodzice z niepokojem stwierdzili, że ich syn oddaje za dużo moczu, a ojciec zgłosił pielęgniarkom, że lewe jądro chłopca jest zaczerwienione. Moment, w którym to zrobił także jest niezwykle ważny dla sprawy, bowiem w tej chwili można było jeszcze zapobiec tragedii, lecz nikt w szpitalu nie zareagował na doniesienia ojca. Dopiero niemal dwa dni po przyjęciu do szpitala, lekarz dyżurny obejrzał jądro i po konsultacji z chirurgiem, polecił wypisać dziecko i przekazał je na oddział chirurgii dziecięcej. Tam dokonano rewizji jądra, stwierdzono skręt lewego jądra. Przeprowadzono więc zabieg odkręcenia jądra, który który dawał nadzieję rodzinie i lekarzom na to, że chłopiec powróci do pełni zdrowia. Niestety, po badaniu okazało się, że jądro jest nieukrwione i ku rozpaczy rodziców, trzeba było je amputować, skazując w ten sposób dziecko na trwające lata cierpienie i rozliczne upokorzenia. W epikryzie karty informacyjnej stwierdzono ”zestarzały skręt lewego jądra z jego martwicą”. Minęło wiele miesięcy, ponad pół roku, nim przeprowadzono zabieg wszczepienia protezy lewego jądra.
Minęło niemal 2.5 roku. Przez ten czas rodzina nie mogła się pogodzić z tragedią jaka ją dotknęła. Nie przedsięwzięli jednak żadnych kroków, aby uzyskać jakiekolwiek zadośćuczynienie. Byli bowiem przeświadczeni, że ze szpitalem nie można wygrać i że nie mają szansy otrzymać odszkodowania za utratę jądra przez ich dziecko. Stracili wszelką nadzieję na to, że będzie tak jak dawniej. Życie jednak uczy nas, że nigdy nie należy się poddawać, trzeba walczyć o dobro własne i swoich bliskich, czasem warto też udać się do kogoś, kto wesprze nas swoją wiedzą i umiejętnościami. Po wielu miesiącach rozważań udali się do Powszechnego Zakładu Odszkodowań. Tutaj otrzymali od nas nie tylko profesjonalną pomoc, ale też okazano pełne zrozumienie dla nieszczęścia jakie ich spotkało.
Wysłaliśmy wezwanie do zapłaty, którą otrzymawszy placówka medyczna natychmiast wskazała swoją polisę ubezpieczeniową i przesłała dokumenty do swojego ubezpieczyciela, który bardzo długo analizował sprawę. W końcu uznał, że jest podmiotem odpowiedzialnym za szkodę, ale przyjął odpowiedzialność tylko do kwoty 15.000 zł. Na tyle bowiem wyliczył nieodwracalne okaleczenie dziecka oraz lata cierpień psychicznych, jakich doznało i będzie doznawać w przyszłości. Uznaliśmy więc ową kwotę odszkodowania za utratę jądra za kompletnie nieadekwatną i skierowaliśmy sprawę do sądu.
Proces od początku charakteryzował się wielkim niedbalstwem ze strony szpitala, które doprowadziło do zaistnienia błędu lekarskiego. Przede wszystkim zabrakło raportu z dyżuru pielęgniarskiego z nocy. Był to moment kluczowy dla sprawy, bowiem szanse na uratowanie jądra były wtedy nadal dosyć wysokie. W tym czasie ojciec chłopca zgłaszał zaczerwienienie jądra, lecz został zignorowany. Co więcej, poddano w wątpliwość sam fakt zgłaszania przez ojca jakichkolwiek dolegliwości. Wedle pozwanego ojciec miał widzieć zaczerwienienie moszny już poprzedniego dnia, lecz nikomu o tym nie powiedział. Jednakże sąd nie dał wiary temu stwierdzeniu i kierując się znajomością realiów życiowych i zdrowym rozsądkiem przyznał rację ojcu. Za nieprawdopodobne uznano to, że rodzice zaniechaliby zgłoszenia dolegliwości lekarzowi, szczególnie w przypadku, gdy dziecko trafiło do szpitala. Bardziej prawdopodobna jest sytuacja odwrotna, gdy zgłaszane są nieistotne objawy, Co więcej, owa próba manipulacji bardzo mocno nadwątliła wiarygodność władz szpitalnych sugerując, że być może mają coś do ukrycia. Fakt braku zapisów z dyżuru nocnego jeszcze bardziej zmniejsza wiarygodność strony pozwanej, w najlepszym przypadku sugerując rażący bałagan, przez który ubezpieczyciel był zmuszony wypłacić odszkodowanie za utratę jądra.
Poszkodowany został trwale okaleczony w wyniku niedopełnienia obowiązków ze strony personelu szpitalnego. Jego zdrowiu nie zagraża wprawdzie żadne niebezpieczeństwo, ale nie będzie już nigdy taki, jak jego rówieśnicy. Sąd podkreślił, że wpływ utraty jądra na płodność chłopca nie jest jeszcze znany. Wymagać będzie też przeprowadzenia kilku zabiegów mających na celu wszczepienia protez jąder. Jak każdy zabieg medyczny niesie to ze sobą ryzyko, a poza tym wiąże się ze stresem, a gdyby nie błąd lekarski nie byłby konieczny. Warto też podkreślić, że utrata jądra wiąże się z pewną stygmatyzacją społeczną, szczególnie w wieku dorastania i może się wiązać z poważnymi problemami w relacjach z płcią przeciwną oraz szykanami ze strony kolegów.
Po około dwóch latach trwającego procesu sąd zasądził na rzecz poszkodowanego odszkodowanie za utratę jądra w łącznej wysokości 127.000 zł.
W tej sprawie najsmutniejsze jest to, że całej sytuacji można było uniknąć przy okazaniu przez personel medyczny minimalnej troski. Niestety, zaniedbanie doprowadziło do tego, że młody człowiek będzie do końca życia poszkodowany. Wysokie odszkodowanie ma na celu nie tylko zadośćuczynienie ofierze błędu lekarskiego, choć należy się zgodzić, że jest w pełni zasłużone, ale też przypomnieć pracownikom służby zdrowia o ich obowiązkach. Bardzo interesujące jest w tej sprawie, że w kluczowej kwestii sąd zdecydował się rozstrzygnąć ją na korzyść rodziny kierując się znajomością realiów życia i ludzkich charakterów, a przede wszystkim tego, jak postrzega świat rodzic chorego dziecka. Fakt, że nigdy nie zlekceważy on jakichkolwiek symptomów znamionujących pogorszenie się stanu zdrowia, wręcz odwrotnie, zawsze będzie starał się pomóc mu, gdy jest ono zagrożone. Rodzice intuicyjnie wiedzą, kiedy ich dziecku dzieje się krzywda. Gdyby wzięto to pod uwagę, być może nie doszłoby do tragedii i nie zostałoby wypłacone odszkodowanie za utratę jądra. Niestety, nie posłuchano ojca efektem końcowym była utrata zdrowia.