Zadośćuczynienie za śmierć na wczasach.

Kancelaria, Warszawa
Morze jest piękne, ale niebezpieczne!

Gdy jedziemy na wczasy spodziewamy się, że odpoczniemy od szarej codzienności i poczujemy się jak w innym, lepszym świecie. Oczywiście, bardzo często zdarza się, że długo planowany wyjazd przyniesie nam rozczarowanie. Może pogoda będzie kiepska, albo hotel w którym się zatrzymamy będzie posiadał standardy zdecydowanie poniżej naszych oczekiwań. Jednak nikt chyba nie spodziewa się, że wyjazd zakończy się w sposób tragiczny – śmiercią. Właśnie z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia  w naszej pracy dla warszawskiej kancelarii.

 

Państwo Magdalena i Sebastian byli małżeństwem od ponad trzydziestu lat. Mieszkali w Warszawie i wychowawszy dwoje dzieci, postawili także zakosztować życia. W 2014 roku wykupili w pewnym biurze podróży  wczasy w Chorwacji. Biuro oferowało wszystkim swoim klientom różnego rodzaju wycieczki fakultatywne, między innymi taką, której celem miało być odwiedzenie wyspy, gdzie żyły foki. Istotne było to, że biuro obiecywało pełne ubezpieczenie i gwarantowało bezpieczeństwo uczestnikom oraz zapewniało polskojęzycznego tłumacza. Będąc w Polsce Państwo Magdalena i Sebastian nie musieli się jeszcze decydować czy i z jakich dodatkowych usług skorzystają. Gdy jednak dotarli do ośrodka wypoczynkowego, w którym ich zakwaterowano, byli na tyle zadowoleni, że postanowili jednak zainteresować się dodatkową ofertą.

 

Pierwszy zgrzyt pojawił się, gdy uczestnicy wycieczki fakultatywnej nie otrzymali  dokumentów, potwierdzających kto i dokładnie na jakich zasadach będzie ich ubezpieczał.  Obiecywano też, że organizator zapewni pełne bezpieczeństwo wszystkim biorącym udział w wycieczce, zatrudniając ratowników i przeszkolonych opiekunów. Państwo Magdalena i Sebastian  wraz z innymi uczestnikami wycieczki  zostali zawiezieni autobusem na plażę. W wycieczce nie wzięła udziału rezydentka biura podróży. Na miejscu nie było ani ratowników, ani żadnej opieki medycznej, a dwoje chorwackich przewodników nie znało języka polskiego i bardzo słabo angielski. Plan wycieczki był bardzo ogólny i wydawało się wręcz, że sami opiekunowie dobrze go nie znali. W każdym razie zakładał on, że uczestnicy dotrą wpław do niedużej wysepki, gdzie podobno miały się wylegiwać foki, choć jak później zrelacjonowali pozostali uczestnicy wycieczki, nie zauważyli w okolicy żadnego z tych zwierząt. Kolejnym problemem, na jaki natrafiło małżeństwo, była wyjątkowo wietrzna pogoda oraz wzburzone morze, a na dodatek nie wydano uczestnikom kapoków, choć kilka osób o nie proprosiło. Mimo tych wszystkich przeciwności przewodnicy dalej kontynuowali wycieczkę. Część turystów zrezygnowała już na tym etapie, inni poddali się zaraz po wejściu do wody, świadomi tego, jak ryzykowne  może być tak trudne przedsięwzięcie. Koniec końców przewodnicy poprowadzili ze sobą do wody grupę składającą się z jedenastu osób, z których jedna nastąpiła w trakcie wychodzenia na brzeg na jeżowca i z paskudną raną stopy trafiła do szpitala. Po dotarciu na drugi brzeg zauważono, że brakuje Magdaleny i Sebastiana. Po niezbyt długich  poszukiwaniach odnaleziono na brzegu Panią Magdalenę, która zmarła mimo podjętej reanimacji. Ciało Pana Sebastiana zostało odnalezione jakiś czas potem przez jednego z uczestników wycieczki. Lekarze stwierdzili później że przyczyną śmierci polskiego małżeństwa było utonięcie.

 

Jeszcze tego samego dnia dzieci zmarłych Polaków: Helena i Stefan, zostały powiadomione o tym, że ich rodzice nie żyją. Najpierw przyszły szok i niedowierzanie. Zarówno Pan Sebastian jak i jego żona byli bardzo sprawni fizycznie, Pan Sebastian nawet startował w maratonach, oboje także uprawiali nordic walking. Ostanie badania okresowe nie wykazały, aby cierpieli na jakieś groźne choroby, zwłaszcza takie, które byłyby w stanie uśmiercić tak nagle dwoje nadal w pełni sprawnych ludzi. Szok był tym większy, że jeszcze nie tak dawno rodzeństwo widziało rodziców całych i zdrowych. Kilka dni przed wyjazdem Pani Helena przekazała im, że przyjęła zaręczyny od swego chłopaka. Ojciec i matka byli dla rodzeństwa bardzo bliscy, utrzymywali razem stały i nieprzerwany kontakt. Dlatego też była to dla ich dzieci tak wielka tragedia.

 

Kiedy rozpacz minęła, Stefan i Helena zaczęli zadawać pytania. Niemożliwym, a już na pewno podejrzanym, wydało im się, że oboje ich rodzice ponieśli śmierć w czasie jednej wycieczki. Także wątpliwości wzbudziła przyczyna ich śmierci. Wypadek może przydarzyć się nawet najznakomitszemu pływakowi, a zbiorowe utonięcia, gdy jedna osoba topiąc się wciąga do wody kolejne, nie należą do rzadkości. Jednak w tym przypadku mieliśmy do czynienia z ludźmi statecznymi, nie przeceniającymi własnych możliwości, którzy nie nadużywali alkoholu i innych używek. Świadomi niezwykłości całej historii, młodzi ludzie postanowili skontaktować się ze naszą warszawską kancelarią specjalizującą się w odszkodowaniach.

 

Wysłaliśmy zawiadomienie do ubezpieczyciela biura podróży, który zgodził się wypłacić dzieciom Państwa Magdaleny i Sebastiana po 1800.00 zł odszkodowania. W naszej warszawskiej kancelarii kwotę tę uznaliśmy nie tylko za niewystarczającą, ale wręcz za śmieszną. Postanowiono więc zawalczyć o godziwe zadośćuczynienie. Prawnicy naszej warszawskiej kancelarii natychmiast wzięli się do ciężkiej pracy świadomi, że ich klientom należy się pomoc.

 

Walka trwała wiele miesięcy i nie była łatwa. Biuro podróży usiłowało bronić się sugerując, że to nie ono ponosi odpowiedzialność za całe zdarzenie, a organizator wycieczki fakultatywnej podczas której zginęli Państwo Magdalena i Sebastian. Sąd jednak był innego zdania. Przede wszystkim, zgodnie z wymogami polskiego prawa, biuro podróży musi zapewnić swoim klientom pełne i zgodne z prawdą informacje na temat kosztów i wymogów wycieczek fakultatywnych. Jednak informacje, które przekazał rezydent tragicznie zmarłym były zupełnie oderwane od stanu faktycznego. Rozmijano się zarówno w kwestii ubezpieczenia, jak i zabezpieczenia całej wycieczki, które nawet nie było niewystarczające, po prostu nie istniało. To było jak wysłanie grupy młodzieży na tygodniowy zimowy biwak w syberyjskiej tundrze.  Wydawało się, że nikt w pozwanej firmie nie zadał sobie najmniejszego trudu dowiedzenia się na czym będzie polegać wycieczka. Brakowało powiadomienia, że wymaga ona od uczestników umiejętności pływackich i to na wysokim poziomie. Wręcz przeciwnie, wycieczkę uznano za wspaniałą atrakcję dla rodzin z dziećmi, co biorąc pod uwagę, jak wielu uczestników zrezygnowało w jej trakcie, wydaje się być kuriozalne. Można więc wysnuć wniosek, że nikogo nie obchodziło, co faktycznie oferują organizatorzy wycieczek fakultatywnych. To jednak w żaden sposób nie umniejsza odpowiedzialności biura podróży. W pewnym sensie, nawet czyni je bardziej odpowiedzialne, ponieważ jego obowiązkiem było zatroszczyć się o klientów, którym gwarantowało bezpieczeństwo.

 

W końcu, dzięki naszej ciężkiej pracy warszawskiej kancelarii adwokackiej, zasądzono na rzecz powodów zadośćuczynienie w wysokości 104.800.00 zł.