Zadośćuczynienie za wypadek awionetki

Zadośćuczynienie za wypadek awionetki
W powietrzu trzeba uważać na pogodę

Latanie od zawsze było marzeniem ludzkości. Odkąd powstał nasz gatunek, marzyliśmy o szybowaniu w przestworzach. Minęły tysiąclecia, nim udało nam się owo marzenie ziścić, potem jednak wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Pierwsze starcia samolotów odbywały się już w czasie pierwszej wojny światowej, ledwie kilkanaście lat po ich wynalezieniu. Dziś w powietrzu unoszą się najróżniejsze maszyny, poczynając od niewielkich bezzałogowych dronów, kończąc na pasażerskich kolosach zdolnych zabrać na pokład setki pasażerów. Jednak jak wiemy, każda forma transportu wiąże się z potencjalnym zagrożeniem. Katastrofy samolotów nie bez powodu są  jednym z popularnych tematów dla twórców filmów, często mają jednak o wiele mniej spektakularny przebieg. Jakiś czas temu prowadziliśmy sprawę o zadośćuczynienie za wypadek awionetki, podczas którego nasza warszawska kancelaria reprezentowała jednego z mieszkańców podwarszawskich wsi.

 

Wszystko zaczęło się od tego, że Pan Krystian, właściciel jednego z biur maklerskich, zrobił licencję pilota. Latać pragnął od zawsze, ale dopiero wraz ze zdobytą fortuną mógł spełnić swe marzenia. Niedługo po zyskaniu licencji zakupił swą awionetkę oraz postanowił postarać o członkostwo w klubie lotniczym. Udało mu się je bez większych trudności zdobyć i od tej pory już nic nie powstrzymywało go przed tym, by szybował w przestworzach. Być może to przez nadmierną pewność siebie musiał w przyszłości zadośćuczynić za wypadek awionetki.

 

Wszystko zaczęło się tamtego dnia. Pan Krystian miał właśnie pozyskać nowego  wspólnika, człowieka, przy którego bogactwie jego majątek był ledwie drobinką. Pan John był Amerykaninem polskiego pochodzenia, a przynajmniej za takiego się podawał. Dla Pana Krystiana była to życiowa szansa i nie zamierzał jej zmarnować. Miał zamiar wywrzeć wrażenie na swym gościu, więc robił wszystko aby tamten uznał go za człowieka sukcesu. Nieustannie jednak miał wrażenie, że  Pan Johny jest niezadowolony, choć zabrał go do prawdziwej polskiej karczmy, a także do baru sushi. Wpadł więc na pomysł, aby zaproponować mu przewiezienie go własną awionetką. Przybysz zza oceanu na zgodził się i pojechali do klubu lotniczego, gdzie w hangarze czekała na niego już obsługa klubowego lotniska, która wyprowadziła jego awionetkę na pas. Pracownicy klubu ostrzegli go, że nie powinien lecieć, ponieważ pogoda jest zła i zapowiada się na burzę. Ktoś niedoświadczony jak on i w tak lekkiej maszynie nie powinien ryzykować lotu. Słowa o małym doświadczeniu podziałały nań jak płachta na byka, zawziął się chcąc udowodnić wszystkim, a zwłaszcza swemu przyszłemu wspólnikowi, że nic, a zwłaszcza coś tak nieistotnego jak pogoda go nie powstrzyma. Tak więc Pan Krystian wsiadł do swego samolotu niepomny zagrożeń, jakie mogą czekać nań w powietrzu. Wręcz przeciwnie, miał nadzieję, że uda mu się zrobić wrażenie człowieka odważnego i zaradnego.

 

Na początku lot przebiegał bez zakłóceń, ale niedługo na horyzoncie zaczęły gromadzić się czarne chmury. Nieco już wystraszony Pan Krystian zaczynał żałować swego uporu, ale równie mocno bał się zawrócić. Decyzję powzięła za niego pogoda. Zerwał się potężny wiatr, z nieba spadł deszcz, który wkrótce przerodził w grad. Granatowosine chmury zostały rozświetlone przez błyskawice. Przerażony Krystian wiedział, że musi lądować. Na szczęście wznosił się ponad polami, więc niewiele myśląc spróbował wylądować. Cud tylko sprawił, że nie rozbił się, jedynie złamał podwozie. Gdy tylko wylądował, wraz ze swym pasażerem  udali się pospiesznie w kierunku pobliskiej wsi. Nie zauważył, że podczas lądowania ktoś jeszcze ucierpiał.

 

Poszkodowanym był Pan Paweł. Posiadał on niewielkie gospodarstwo cho już nie nie uprawiał ziemi. Żył skromnie z rolniczej emerytury i dzierżawienia tych paru hektarów, które posiadał. Wszyscy jego synowie, których miał trzech, wyjechali do miasta, a żona zmarła w wyniku udaru. Mieszkał więc samotnie na swym gospodarstwie i bardziej z nawyku niż potrzeby hodował zwierzęta. Z nudów często spacerował po okolicznych polach i łąkach. Właśnie podczas jednego z takich spacerów zastała go burza. Świadom, że znajduje się w szczerym polu i lękając się piorunów, skulił się w jednym z rowów, gdzie starał się leżeć nieruchomo. Być może właśnie z tego powodu nie podniósł się z ziemi, gdy awionetka przelatywała tuż nad nim. Pojazd zawadził go podwoziem tak, że starszy mężczyzna stracił przytomność.

 

Do szpitala odwiozła go karetka pogotowia, która przybyła na miejsce wraz z policją, oraz sporą grupą miejscowych. W placówce medycznej stwierdzono u niego uszkodzenie rdzenia kręgowego, złamanie obojczyka i kilka drobniejszych ran. Doznał przede wszystkim częściowego paraliżu wszystkich kończyn. W szpitalu spędził dwa miesiące, aż odebrał go jego najstarszy syn, który zawiózł go do swego domu. Tam starszy mężczyzna niezwykle powoli dochodził do zdrowia. Nie podobało mu się w mieście, a fakt, że w wyniku wypadku stał się osobą zupełnie zależną od innych wepchnął go w sidła depresji. Stracił chęć do życia, które teraz było dla niego pasmem udręki. Pan Piotr, jego syn, widział jak ojciec marnieje w oczach. Wiedział, że musi coś zrobić, zwłaszcza, że żadnego z nich nie było stać na zapewnienie Panu Pawłowi prywatnej rehabilitacji i opieki. Strapiony Pan Piotr szukał rozwiązania i w końcu  jeden z jego znajomych polecił mu kancelarię odszkodowawczą: Powszechny Zakład Odszkodowań. Nie miał w końcu nic do stracenia, więc nawiązał kontakt z nami i szybko zrozumieliśmy, że potrzebuje on naszej pomocy.

 

Na początku musieliśmy odtworzyć przebieg zdarzeń. Gdy nam się udało ustalić, co właściwie się stało. Potem musieliśmy określić kto powinien zadośćuczynić za wypadek awionetki. Klub lotniczy był ubezpieczony, lecz lot odbył się w gruncie rzeczy wbrew woli obsługi lotniska, więc uznaliśmy, że trzeba się skontaktować z ubezpieczycielem Pana Krystiana. Ten jednak po długiej analizie sprawy odmówił wypłaty odszkodowania, musieliśmy więc udać się do sądu. Główną linią obrony ubezpieczyciela było przeniesienie winy na warunki pogodowe. Jednak Pan Krystian nie posłuchał ostrzeżeń o pogodzie i zaleceń, aby pozostał na ziemi, tak więc to on ponosił pełną odpowiedzialność za wypadek. Nie pomógł też w żaden sposób poszkodowanemu.

 

Sąd wziąwszy pod uwagę wszelkie okoliczności, zasądził wypłatę odszkodowania i zadośćuczynienia za wypadek awionetki w wysokości 100.000.00 zł.