Odszkodowanie za śmierć bliźniaka

Odszkodowanie za śmierć bliźniaka
Bliźnięta łączy nierozerwalna więź

Powszechnie uważa się, że bliźnięta łączy specjalna, wręcz mistyczna więź. Mają one współodczuwać emocje, dokonywać podobnych wyborów życiowych, a nawet wyczuwać, gdy jedno z nich jest w niebezpieczeństwie. Nie wiadomo ile w tym prawdy, a ile zwykłego przesądu, lecz faktem jest, że niemal zawsze są ze sobą bardzo blisko. Dlatego też gdy dochodzi do jakiegoś strasznego wydarzenia i jedno z nich ginie, ból zdaje się być niezmierzony. Samotny bliźniak czuje, że połowa jego duszy umarła. Niestety, ale takie tragedie się zdarzają i w naszej kancelarii odszkodowawczej nieraz już wywalczyliśmy odszkodowanie za śmierć bliźniaka, jak na przykład w sprawie, o której teraz Wam opowiem.

 

Panowie Witold i Wiesław byli braćmi bliźniakami w wieku trochę ponad trzydziestu lat. Mieszkali w jednym z większych polskich miast, gdzie ułożyli sobie życie. Obaj pracowali jako nauczyciele i to w tym samym liceum, co prowokowało wiele żartów ze strony uczniów i nauczycieli. Pan Witold uczył chemii, podczas gdy jego brat fizyki. Wiesław ożenił się dwa lata wcześniej z Panną Ewą, która pracowała na poczcie, podczas gdy Pan Witold spotykał się z Magdą, fryzjerką i kuzynką Pani Ewy. Obaj bracia snuli plany na przyszłość,  nawet nie przypuszczali, że niedługo jeden z nich stanie do walki o odszkodowanie za śmierć bliźniaka.

 

Było lato, niedziela. Po południu zrobiło się niezwykle ciepło nawet jak na tę porę roku, więc Pan Witold postanowił się udać się razem z panią Magdą do jednego z pobliskich lasów, gdzie miał zamiar spędzić przyjemnie trochę czasu z ukochaną. Zapowiadało się piękne popołudnie. Nic nie wskazywało, że niedługo ktokolwiek będzie starał się odszkodowanie za śmierć bliźniaka. Ku zdziwieniu Witolda, Pani Magda uszykowała kosz piknikowy i zaproponowała, aby zaprosić Wiesława i Ewę. Na początku jej partner nie był zbytnio zadowolony ze zmiany planów, wolał bowiem spędzić czas sam z Magdą, ale po paru chwilach uznał, że to dobry pomysł. Zawsze lubił spotykać się z bratem, przyjaźnił się też jego żoną. Skontaktował się więc z Wiesławem, który zapewnił, że niedługo do nich dołączy. Mięli udać się na niewielką polanę znajdującą się nad strumieniem, miejsce znane dobrze obydwu braciom. Witold i Magda dotarli tam pierwsi i przygotowywali się do pikniku.

 

Jednak w tym samym czasie Pan Joachim udał się na polowanie. Nie był zapalonym myśliwym, podobnie jak większość jego kolegów z koła łowieckiego.Traktował je raczej jako dobry powód, aby wydostać się z domu na parę godzin i wypić nieco alkoholu. Od czasu do czasu udało mu się także coś ustrzelić, co bardzo mocno podbudowywało jego męskie ego. Tak samo było tego dnia, Pan Joachim wraz z grupą znajomych wybrał się na polowanie, niespecjalnie kryjąc się z tym, że zabrał ze sobą czteropak piw. Odłączył się jednak od reszty swoich kolegów z koła, aby samemu poszukać zwierzyny do ustrzelenia, a także aby napić się kilku piw. Pozostawił za sobą już trzy puszki, gdy nagle zobaczył ruch w krzakach. Natychmiast dobył broni i wystrzelił mniej więcej w kierunku, z którego dobiegł hałas. Nagle rozległ się całkiem ludzki krzyk. Zdjęty grozą i podejrzewający najgorsze, Pan Joachim wyszedł zza krzaków i zobaczył mężczyznę leżącego na ziemi i obficie krwawiącego z rany w brzuchu. Był to pan Witold, który został postrzelony przez myśliwego. Pan Joachim widząc co uczynił, rzucił się do ucieczki.

 

Pani Magda w pierwszym odruchu próbowała powstrzymać krwawienie, zaraz potem wyciągnęła telefon i usiłowała zadzwonić po pogotowie, ale okazało się, że przed wyjazdem zapomniała go naładować. Sięgnęła więc do telefonu należącego do jej partnera, lecz z powodu szoku i paniki nie mogła wpisać odpowiedniego numeru. W tym samym czasie na miejscu zjawił się Pan Wiesław. Chwilę wcześniej usłyszał wystrzał i zdjęty złymi przeczuciami, natychmiast pobiegł w tamtą stronę. Gdy zobaczył, jak jego brat się wykrwawia na ziemi, także zadzwonił na pogotowie. Karetka przybyła na miejsce po dłuższym czasie, a transport do szpitala też chwilę potrwał, więc gdy wreszcie dodarto na miejsce, lekarz mógł jedynie stwierdzić zgon…

 

Dla Pana Wiesława był to najgorszy dzień w życiu. Przez całą drogę do szpitala miał wrażenie, że on także krwawi na noszach, że on też umiera tam w ambulansie. Po wszystkim  ogarnęła go pustka, która trwała w nim przez kilka następnych dni. A potem nadeszła złość. Na początku skierował ją przeciwko Pani Magdzie. Uważał, że to przez jej opieszałość lub niezdarność jego brat nie otrzymał pomocy na czas. Irracjonalnie obwiniał ją o to, że nie zrobiła wystarczająco wiele, aby zapobiec jego śmierci, że nie zasłoniła go własnym ciałem. Napięcie i wściekłość narastały, lecz nie mogły trwać wiecznie. Magda była kuzynką i najlepszą przyjaciółką jego żony. Nie ona była winna śmierci Witolda tylko ten, kto pociągnął za spust. W końcu żonie udało się uspokoić Pana Wiesława, który pojął, że musi pociągnąć do odpowiedzialności prawdziwego sprawcę. Policja zajęła się już wprawdzie Panem Joachimem, który dostał wyrok, lecz wielu jego kolegów zachowywało się podobnie. Trzeba było zapobiec przyszłym nieszczęściom. Rodzice jednego z uczniów wspomnieli mu kiedyś o pewnej kancelarii odszkodowawczej, która mogłaby wesprzeć go w walca. Był to Powszechny Zakład Odszkodowań. Pan Wiesław skontaktował się z naszymi prawnikami, którzy po krótkiej rozmowie zdecydowali się mu pomóc.

 

Najpierw musieliśmy ustalić sprawcę, co okazało się stosunkowo łatwe, bowiem Pan Joachim został zatrzymany przez policję. Wysłaliśmy wniosek o zapłatę odszkodowania do ubezpieczyciela koła łowieckiego, który jednak odmówił wypłaty odszkodowania. Musieliśmy więc skierować sprawę do sądu. Naszym najważniejszym zadaniem było udowodnienie, że to koło łowieckie ponosi odpowiedzialność za śmierć Pana Wiesława. Pomogły w tym przypadku zeznania Pana Joachima, który opowiedział o tym, jak jego picie było znane i  powszechnie akceptowane przez resztę związku. Co gorsza, nieraz podobnie zachowywali się pozostali myśliwi, nie rozumiejąc jakie zagrożenie mogą stanowić.

 

Dzięki tym wszystkim zeznaniom sąd przychylił się do naszego wniosku i przyznał odszkodowanie w wysokości 250.000.00 zł.