Odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki

Odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki.
Urazy szczęki są zazwyczaj bardzo poważne

Leczenie osoby z niepełnosprawnością jest podwójnie trudne. Przede wszystkim trzeba zarówno zadbać o wyleczenie schorzenia nabytego, jak i cały czas pamiętać o pierwotnej chorobie. Niestety, często zdarza się, że zaćmiewa ona całościowy obraz stanu zdrowia chorego. Leczenie ludzi z niepełnosprawnością wymaga szczególnej uwagi, inaczej bardzo łatwo można doprowadzić do tragicznych w skutkach powikłań zdrowotnych.  Tak jak na przykład w sprawie o odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki, którą nasza kancelaria adwokacka czyli Powszechny Zakład Odszkodowań, zajmowała się jakiś czas temu.

 

Państwo Tomasz i Halina mieszkali w Trójmieście, gdzie wychowywali trójkę dzieci, w tym niepełnosprawnego Michała. Chłopiec od dziecka był chory na mózgowe porażenie dziecięce. Ta właściwie nieuleczalna choroba sprawiła, że miał on poważne problemy z poruszaniem się, mówieniem i żuciem zbyt twardych pokarmów. Mógł wprawdzie chodzić, lecz tylko bardzo powoli, wolał więc poruszać się przy pomocy chodzika lub na wózku inwalidzkim. Nie był upośledzony umysłowo, choć nieraz był tak traktowany przez otoczenie, głównie ze względu na niewyraźną wymowę. Jego rodzice dołożyli ogromu starań, aby mógł chodzić do zwyczajnej szkoły razem ze swoimi rówieśnikami. Jego starsze rodzeństwo, Gabriel i Izabela pomagało mu w życiu, choć nie na wszystkie bolączki młodego chłopaka mogli poradzić. Mimo wszystko Michał starał się żyć tak normalnie, jak tylko był w stanie, choć nie było to łatwe i często zwyczajnie niemożliwe.

 

W czasie gdy doszło do wydarzeń, które doprowadziły do konieczności walki o odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki, Michał miał dwanaście lat. Przeszedł już kilka operacji, których celem było poprawienie jego stanu zdrowia, zwłaszcza możliwości ruchowych.  Musiał się udać do szpitala w pobliskim mieście na kolejny zabieg związany z przykurczami w lewej ręce. Rodzice odwieźli go tam i zostawili samego, bowiem mimo choroby syna nie chcieli rezygnować z pracy, i nie mogli wziąć urlopu na czas pobytu ich dziecka w szpitalu. Michał był zresztą na tyle sprawny, że przy niewielkiej pomocy personelu szpitalnego, był stanie sam się sobą zająć. Pierwsze kilka dni pobytu w szpitalu przebiegało bez najmniejszych problemów. Wprawdzie personel miał pewne problemy z traktowaniem naszego klienta jako osoby w pełni rozwiniętej, wydać było też, że pielęgniarek zatrudniono zdecydowanie zbyt mało jak na ilość przyjętych pacjentów, lecz po za tymi brakami opieka była wystarczająca. Dwa dni po zabiegu Michał już tylko niecierpliwie czekał na powrót do domu. Tamtego wieczoru musiał się udać za potrzebą do toalety. Ze względu na po zabiegowe osłabienie i wysokość szpitalnych łóżek, wolał poprosić kogoś o pomoc w zejściu z niego. Niestety, mimo, że wołał oraz używał dzwonka, nikt nie przyszedł. Koniec końców musiał samemu wstać i udać się do toalety. Potknął się wtedy i tak nie fortunie uderzył w jeden z mebli, że stracił na chwilę przytomność. Wtedy personel szpitala go odnalazł i dokonawszy bardzo pobieżnych oględzin położył na łóżku i przywiązał do niego pasami. Michał obudził się niedługo później z silnym bólem szczęki, a na dodatek był skrępowany. Usiłował wołać o pomoc, ale jego mowa już wcześniej niewyraźna, teraz stała się prawie niezrozumiała. Gdy w końcu ktoś przyszedł, Michał otrzymał silny środek przeciwbólowy i uspakajający po którym ten zasnął. Rano na obchodzie lekarz dyżurny dowiedział się o całym zajściu od personelu, nie rozmawiając z pacjentem, którego wcześniej nie znał i którego próby nawiązania komunikacji uznał najprawdopodobniej za niezrozumiały bełkot i polecił zająć się aż nazbyt dobrze widoczną opuchlizną. Pan Michał trafił do pokoju zabiegowego, gdzie zajęto się nim. Niestety, jedynie obandażowano opuchliznę, a gdy Michał zaczął się domagać pełniejszej opieki medycznej, ponownie podano mu środki uspakajające, co kontynuowano potem przez cały pobyt chłopca w szpitalu.  Nie dokonano prześwietlenia szczęki, a gdy rodzice przybyli po swoje dziecko, wytłumaczono im, że podanie silnych leków było konieczne za względu na „agresywne zachowanie się pacjenta”. Niedługo po tym, jak odwieziono go do domu oraz po tym, przestały działać leki przeciw bólowe, Michał zdołał się poskarżyć rodzicom, i wkrótce trafił do miejscowego szpitala, gdzie szybko dokonano właściwego leczenia, zszokowani lekarze odkryli u niego złamanie szczęki, które zaczęło się  już powoli zrastać. Uniemożliwiło to odpowiedniego potraktowania złamania i pogłębiło cierpienia chorego.

 

Po kilku miesiącach Michał powrócił do zdrowia, jednak nie w pełni. Wcześniejsze problemy z mówieniem teraz znacząco się pogłębiły. Jego mowa stała się na tyle niewyraźna, że nie mógł już uczęszczać do tej szkoły co wcześniej, przynajmniej póki nie uda się rozwiązać problemów z komunikacją. Cierpiał na silne bóle szczęki, które promieniowały na oko i ucho oraz głowę. Nie pomagały nań środki przeciwbólowe. W miejscu złamania pojawiło się wgłębienie, przez które jego twarz wydawała się niesymetryczna. Nie było to znaczące oszpecenie, ale mimo to powodowało, że wyglądał on dziwnie. Już wtedy rodzice zaczęli rozważać staranie się o odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki.

 

Michał, jak wiele osób z MPD uczęszczał, na rehabilitację. Tam, dowiedziawszy się o tym co przeszedł, rehabilitant zasugerował jego ojcu kontakt z naszą kancelarią adwokacką. Gdy ojciec skontaktował się z Powszechnym Zakładem Odszkodowań, nasi prawnicy wysłuchali jego historii i natychmiast zajęli się jego sprawą. Wkrótce przesłali stosowne dokumenty do firmy ubezpieczającej placówkę medyczną, ta odpowiedziała po kilku tygodniach namysłu, lecz zaoferowała odszkodowanie w wysokości 10.000 zł, co uznaliśmy za sumę całkowicie nieadekwatną jako odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki. Sprawa trafiła więc do sądu.

 

W sądzie prawnicy ubezpieczyciela placówki medycznej starali się przede wszystkim wykazać, że to nie ona odpowiada za złamanie, które dokonało się przez niezdarność naszego klienta. My jednak przede wszystkim staraliśmy się wykazać, że najważniejszym błędem ze strony szpitala było to, jak potraktowano naszego klienta. Nie otrzymał on stosownej pomocy ze strony personelu medycznego, został wręcz potraktowany  przez nich jak osoba niezdolna do komunikacji i nieświadoma tego, co się wokół niej dzieje. Szpital nie dysponował kompletną dokumentacją medyczną z badania przeprowadzonego po wizycie lekarza dyżurnego.

 

W końcu sąd zadecydował, że zostanie wypłacone odszkodowanie za niewykrycie złamania szczęki w wysokości 50.000 zł.