Odszkodowanie za śmierć żony

Odszkodowanie za śmierć żony
Kierowcy tirów powinni szczególnie ostrożnie prowadzić

 

Szczęście rodzinne jest dla większości ludzi jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Oczywiście, bywają rodziny patologiczne lub dysfunkcyjne, które zmieniają egzystencję swoich członków w traumę, lecz należą do mniejszości. Zazwyczaj w rodzinie odnajdujemy spełnienie naszych życiowych aspiracji. Tym smutniejsze są sytuacje, gdy jeden z jej członków ginie tragicznie, pozostawiając swych krewnych w żałobie, pogrążonych w nieopisanym smutku. Nasza kancelaria adwokacka ma, niestety, bardzo często do czynienie z takimi sytuacjami. Jedną z nich była historia o odszkodowaniu za śmierć żony.

 

Państwo Beata i Ryszard mieszkali w niewielkiej miejscowości na północy Dolnego Śląska. Posiadali dwoje dzieci, czteroletniego Michała  i dwuletnią Karolinę. Obydwoje pracowali. Pani Beata była pracownikiem miejscowej firmy spedycyjnej, a pan Ryszard był kucharzem w dobrze prosperującej restauracji. Posiadali własny dom z ogrodem oraz kota, a gdy mała Karolinka podrośnie, zamierzali wziąć psa. Nie byli zadłużeni, a pan Ryszard mógł liczyć w niedalekiej przyszłości na awans na szefa kuchni. Wszystko zdawało się układać jak najlepiej. Nieszczęścia mają jednak zwyczaj uderzać w nas chwili, kiedy jesteśmy najbardziej szczęśliwi.

 

Tamtego fatalnego dnia, gdy doszło do ciągu wydarzeń, który doprowadził do tego, że niegdyś  szczęśliwy mąż i ojciec musiał starać o odszkodowanie za śmierć żony, pan Ryszard przebywał w domu powalony grypą. Jego stan zdrowia był na tyle poważny, że nie wstawał z łóżka. Pani Beata musiała więc sama pojechać do apteki. W tym samym czasie Pan Kazimierz, kierowca tira, był w trakcie kolejnego kursu. Ciężko pracował od wielu miesięcy, chcąc spłacić kredyt jak zaciągnął na zakup mieszkania. On również miał rodzinę na utrzymaniu, lecz w żaden sposób nie umniejsza to jego winy. był przecież człowiekiem dorosłym i w pełni świadomym swoich ograniczeń oraz tego jak wielkim zagrożeniem może być pojazd, który prowadził.  W pewnym momencie, być może z powodu zmęczenia spowodowanego wielogodzinną pracą, uderzył w naczepę nadjeżdżającego z naprzeciwka innego tira i zepchnął go tak, że uderzył w pojazd, którym jechała Pani Beata. Kobieta zginęła na miejscu. Obaj kierowcy zostali zatrzymani przez policję, a ciało Pani Beaty zostało odwiezione do szpitala, gdzie stwierdzono zgon.

 

Pan Ryszard, mimo ciężkiej choroby, w tym wysokiej gorączki, martwił się o żonę, gdy ta nie wracała się po dwóch godzinach od opuszczenia domu. Nie przypuszczał jednak nawet, jak straszna okaże się prawda! Gdy odebrał telefon ze szpitala, poczuł się jakby on też po trochu umarł. Udał się na miejsce rozpoznać ciało i dokonać wszelkich formalności związanych z pogrzebem żony, w tym czasie jego dzieci z przedszkola  i żłobka odebrała jego siostra Teresa. Pogrążony w rozpaczy Pan Ryszard pochorował się jeszcze bardziej i na drugi dzień trafił do szpitala, gdzie stwierdzono u niego ostrą niewydolność oddechową. Mimo, że miał ochotę odejść z tego świata, to jednak wiedział, że musi żyć, bowiem w innym wypadku jego dzieci zostaną same. Po czterech tygodniach choroby wrócił do domu, choć czuł się niczym duch. Starał się zastąpić dzieciom utraconą matkę oraz przeprowadzić je przez trudny okres żałoby, lecz przecież sam nie poradził sobie z tą tragedią. Musiał wrócić do pracy, ale szybko też okazało się, że pogodzenie zawodu kucharza z wychowywaniem dzieci będzie trudne. Wynajął więc opiekunkę, lecz wiedział, że Michał i Karolinka nie pogodzili się jeszcze ze stratą matki. Dzieci wymagały też regularnych wizyt u terapeuty. Pan Ryszard także musiał skorzystać z pomocy psychiatry, cierpiał bowiem na poważną depresję i nie był w stanie sobie z nią dać rady. Przez wiele miesięcy musiał zażywać leki, w tym środki antydepresyjne, chorował na bezsenność, co przy  trybie jego pracy bardzo obniżało jego efektywność jako pracownika. Z tego powodu ominął go awans. Miewał też napady lęku, związane z tym, że jego dzieciom może stać się jakaś krzywda. Bał się je wysyłać do żłobka i przedszkola, a nawet wychodzić z nimi z domu. Dopiero jego siostra wytłumaczyła mu, że zachowując się w ten sposób krzywdzi swoje dzieci. Wtedy zrozumiał w jak trudnej sytuacji znalazła się jego rodzina. Musiał coś z tym zrobić, jeśli nawet nie dla siebie, to dla Michała i Karoliny. Dla nich powinien starać się o odszkodowanie za śmieć swej ukochanej żony.

 

Od znajomego z restauracji, który przez wiele lat pracował w Warszawie, dowiedział się o istnieniu naszej kancelarii odszkodowawczej. Mimo, że bał się zwierzać obcym ze swych problemów, to jednak postanowił się z nami skontaktować. Gdy nasi prawnicy dowiedzieli się o tragedii, jaka go spotkała, wstrząśnięci tym co usłyszeli, czym prędzej wzięli się do pracy. Na początku sporo czasu zajęło ustalenie faktycznego sprawcy, bowiem w wypadku dział wzięły dwa tiry. W końcu ustaliliśmy, że tym który będzie płacił odszkodowanie za śmierć żony Pana Ryszarda jest Pan Kazimierz. Nasi prawnicy skontaktowali się z ubezpieczycielem kierowcy tira, ale ten po długim i wnikliwym przeanalizowaniu sprawy uznał, że to nie ich klient nie ponosi odpowiedzialności za to, co się wydarzyło.  Z oczywistych przyczyn byliśmy niezadowoleni z takiej odpowiedzi i skierowaliśmy sprawę o odszkodowanie za śmierć żony do sądu.

 

W tej sprawie najtrudniejsze było ustalenie kto faktycznie ponosi odpowiedzialność za śmierć Pani Beaty. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem to nie pojazd Pana Kazimierza spowodował tragedię. Prawnicy z naszej warszawskiej kancelarii odszkodowawczej ustalili jednak, że to ciężarówka Pana Kazimierza zainicjowała wypadek. W ustaleniu tych faktów bardzo pomogła ekspertyza biegłych, którzy odtworzyli przebieg całego zdarzenia. Ich zdaniem, kierowca drugiego tira biorącego udział w wypadku nie miał szansy na uniknięcie zderzenia, więc nie może ponosić w żaden sposób winy za tragedię, do której nieświadomie doprowadził. Policjanci i sanitariusze przybyli na miejsce zdarzenia także potwierdzili taką wersję wydarzeń. Badania nie wykazały, aby pan Kazimierz zasnął za kierownicą, nie pracował on też nadmiernie, lecz wiele tygodni ciężkiej pracy na pewno przyczyniły się do wypadku.

 

W końcu sąd przychylił się do wniosku naszej warszawskiej kancelarii odszkodowawczej i zasądził odszkodowanie w wysokości 120.000.00 zł