„W zdrowym ciele zdrowy duch”. Ta stara rzymska sentencja skrywa tak wiele mądrości. Uprawianie sportu i wszelka aktywność fizyczna czynią nas sprawniejszymi i zdrowszymi. Niestety, inna sentencja mówi „Wypadki chodzą po ludziach”. W naszej pracy w warszawskiej kancelarii odszkodowawczej aż za dobrze wiemy, jak jest ona tragicznie prawdziwa. Tak było w sprawie, o której chcemy wam opowiedzieć, sprawie o odszkodowanie za wypadek podczas jazdy na rowerze.
Miasto znajdujące się we wschodniej Polsce jest domem dla pana Roberta. Ten mężczyzna mieszkający samotnie na przedmieściach był człowiekiem aktywnym zarówno zawodowo jak i fizycznie. Pracował w miejscowym przedsiębiorstwie komunalnym, gdzie był szanowany i lubiany przez współpracowników za pogodę ducha i pozytywne nastawienie do świata. Posiadał wprawdzie prawo jazdy, ale do pracy udawał się rowerem, choć musiał w ten sposób pokonywać wiele kilometrów. Jazda na rowerze była jednym z ulubionych zajęć Pana Roberta. Niegdyś razem z znajomymi udał się nawet na wycieczkę rowerową po całej Polsce. Choć nie założył rodziny, utrzymywał dobre relacje ze swym młodszym bratem Zbigniewem i był ulubionym wujkiem dla swoich bratanków. Często zapraszał brata na swoją, działkę gdzie razem grillowali lub po prostu relaksowali się. Jeśli lato było ciepłe pan Robert potrafił spędzić tam cały sezon. Specjalnie do tego celu wybudował niewielki domek, w którym mógł żyć niemal jak we własnym mieszkaniu. Tamtego dnia jak zwykle wracał z pracy do domu. Było około godziny trzeciej po południu i choć niebo było zachmurzone, to pogoda była na tyle dobra, że nie istniała możliwość by w jakikolwiek sposób utrudniała ruch drogowy. Jak więc doszło do sytuacji, przez którą wypłacono odszkodowanie za wypadek podczas jazdy na rowerze?
W tym samym czasie Pan Edward jechał do pracy w lokalnym zakładzie produkcyjnym, gdzie pracował jako brygadzista. Z przyczyn osobistych był spóźniony o prawie godzinę i być może z tego powodu nie zauważył jadącego z naprzeciwka Pana Roberta. Uderzenie było nagłe i niespodziewane, nasz klient natychmiast stracił przytomność. Wezwana karetka odwiozła go do szpitala.
Na oddziale chirurgi stwierdzono złamanie kości piszczelowej prawej, złamanie kości śródstawowej bocznej z przesunięciem kłykcia bocznego i złamanie głowy kości prawej promieniowej. Część złamań została od razu zagipsowana, złamanie kłykcia bocznego było nastawiane operacyjnie i zostało zespolone łącznikami. Ogólnie rzecz biorąc, poważnemu złamaniu uległa prawa ręka i noga. Pan Robert przez jakiś czas przebywał w szpitalu, potem został na wózku inwalidzkim odwieziony do domu. Przez kilka miesięcy musiał korzystać z pomocy wynajętych osób i brata podczas większości codziennych czynności, potem przebywał ponownie w szpitalu na rehabilitacji. Ręka stopniowo powróciła do niemal pełnej sprawności, lecz nadal odczuwa w niej ból, zwłaszcza przy większym wysiłku i na zmianę pogody. Noga jest w o wiele gorszym stanie. Przez wiele miesięcy nie mógł się na niej podeprzeć i musiał poruszać się przy pomocy chodzika. Dzisiaj, gdy musi przejść dłuższy dystans, potrzebuje pomocy laski. Odczuwa silne bóle pleców, które zaczął odczuwać dopiero po wypadku, wcześniej nie cierpiał na żadne schorzenia związane z kręgosłupem. Mimo upływu czasu, w zajęciach wymagających dużej sprawności fizycznej, musi korzystać z pomocy innych. Podczas pierwszych miesięcy terapii musiał zażywać niemal nieustanie silne środki przeciwbólowe, co nie tylko naraziło go na duże wydatki, ale też obciążyło jego organizm i sprawiło, że nieomal popadł w uzależnienie. Musiał też uczestniczyć w terapii psychiatrycznej ze względu na stres pourazowy. Do dziś czuje silny dyskomfort, gdy bierze udział w ruchu drogowym, co jest szczególnie kłopotliwe, ponieważ musi dojeżdżać do pracy,
Pan Robert nie był w stanie powrócić do dawnego stylu życia. Choć do pracy wrócił pół roku po wypadku, wszyscy jego współpracownicy zgodnie stwierdzali, że nie był on już tym samym człowiekiem. Nie był już tak pogodny jak niegdyś, wydawał się wiecznie ponury i przygnębiony. Niektórzy twierdzili, że postarzał się o całe lata. Nie mógł już uprawiać swego dawnego hobby, a aby dojeżdżać do pracy nabył samochód. Musiał też sprzedać swoją działkę, chociaż zainwestował w nią bardzo dużo czasu i pieniędzy, ponieważ nie mógł już się nią odpowiednio zajmować. Ogólnie rzecz biorąc, przez wypadek stracił znaczną części radości z życia. Pozbawiony możliwości prowadzenia dawnej aktywności Pan Robert dużo czasu spędzał w internecie. Tam po raz pierwszy dowiedział się o naszej kancelarii odszkodowawczej. Zaintrygowany skontaktował się z naszymi prawnikami. Ci uważnie wysłuchali jego opowieści i oburzeni na jawną niesprawiedliwość, jaka stała się jego udziałem, zapewnili go, że zasługuje na odszkodowanie za wypadek podczas jazdy na rowerze. Niezwłocznie przystąpili do pracy.
Najpierw skontaktowaliśmy się z ubezpieczycielem Pana Edwarda, który zaczął powoli i wnikliwie badać sprawę. W końcu zgodził się wypłacić naszemu klientowi odszkodowanie w wysokości 25.000.00 zł. Suma ta na pierwszy rzut oka wydawała się znacząca, lecz nawet nie rekompensowała wydatków jakie poniósł pan Robert w wyniku wypadku. Dlatego też nasi prawnicy skierowali sprawę o odszkodowanie do sądu.
Jak zazwyczaj w takich przypadkach walka była zacięta i długa. Sprawa jak zawsze skupiła się na przepisach drogowych. Trudno było określić sądowi, która ze stron ma rację, każda przedstawiała swoją „prawdziwą” wersję wydarzeń. Trudno też było dotrzeć do świadków zdarzenia, nie licząc policjantów i ratowników, którzy przybyli na miejsce. Prawnicy pozwanego utrzymywali, że Pan Robert ponosi odpowiedzialność za wypadek. Według zeznań pana Edwarda, nasz klient miał zjechać z pasa w celu nieprawidłowego wyminięcia samochodu jadącego samym samym pasem. Tak więc została sprawa słowa przeciw słowu, a chyba każdy się domyśla, że niełatwo jest ustalić w takim wypadku prawdę. Na szczęście powołano biegłych, którzy zajęli się odtworzeniem całego zdarzenia, powołano też specjalistów ortopedii, traumatologii oraz psychologii, których zeznania były spójne i jednoznacznie wskazywały na winę pozwanego, sąd więc przyznał zadośćuczynienie Panu Robertowi.
Sąd zaważył, że bezspornie winnym musiał być prowadzący samochód Pan Edward, na co wskazywały obrażenia jakich doznał pan Robert, oraz uszkodzenia jego roweru. Samochód pana Edward został sprzedany, więc nie mógł posłużyć jako dowód.
Pan Robert otrzymał odszkodowanie w wysokości 40.000.00 zł