Odszkodowanie za wypadek w masarni

Odszkodowanie za wypadek w masarni
Pozyskanie mięsa nie jest całkiem bezpieczne

Lubimy mięso, nawet bardziej niż powinniśmy. Podobno to dzięki spożywaniu go nasz mózg rozwinął się na tyle, że byliśmy w stanie prześcignąć resztę naczelnych i stworzyć cywilizację jaką znamy. Przemysł mięsny nadal pozostaje ważną częścią gospodarki. Jednakże narzędzia, które tną bez problemu zwierzęce tusze, z równą łatwością potną ludzkie ciało. Nieraz dochodzi do wypadków, które zazwyczaj kończą tragicznie, tak jak to było w przypadku sprawy związanej z wypadkiem w masarni, podczas której naszym prawnikom udało się wywalczyć bardzo wysokie odszkodowanie.

Pan Arkadiusz, gdy zaczęła się cała ta historia, miał trzydzieści pięć lat i wraz z żoną Wiktorią i dziećmi mieszkał w jednym z miast w południowo-wschodniej Polsce. Pracował w podmiejskiej masarni już dobre pięć lat. Nie było to proste zajęcie i przez cały czas myślał o znalezieniu czegoś lepszego, lecz nie zdobył się na odwagę, aby tego dokonać. Nigdy nie był człowiekiem przebojowym, bał się zmian, a miał też rodzinę na utrzymaniu i nie chciał ryzykować. W jego mieście z pracą nigdy nie było łatwo, a pamiętał, jak po zamknięciu poprzedniego zakładu pracy, przez wiele miesięcy musiał żyć na bezrobociu. I tak skończył lepiej niż jego brat Adrian, który musiał wyjechać za granicę, ponieważ w oczy zajrzało mu widmo głodu. Nie wrócił już stamtąd, przysyłał rodzinie jedynie pojedyncze wiadomości w nieregularnych odstępach czasu. A w przeciwieństwie do swego brata, nie miał takiej siły przebicia, nie udało mu się też zdobyć wykształcenia ponad podstawowe, więc jego możliwości były tym bardziej ograniczone. Jednak nie narzekał, wychowano go na człowieka, który zawsze akceptuje to, co przynosi los. Cóż przecież można poradzić na jego wyroki? Niestety, właśnie przez takie myślenie doszło do wypadku w masarni i musieliśmy wywalczyć odszkodowanie dla naszego klienta.

Gdy doszło do owego tragicznego zdarzenia Pan Arkadiusz właśnie przytrzymywał kolejne tusze. Od kilku miesięcy mieli coraz  więcej pracy z uwagi na rosnącą liczbę zamówień w krajach Azji Wschodniej, więc większość pracowników musiała zostawać po godzinach i to dzień w dzień. Warunki pracy w masarni nigdy nie były najlepsze, lecz teraz wyraźnie się pogorszyły. Zaczynało brakować odzieży ochronnej, coraz więcej pracowników było ledwie zabezpieczonych zbrojnymi rękawicami kończącymi się  przed łokciem. O zbrojnych fartuchach czy pełnych rękawach ochronnych wielu mogło jedynie pomarzyć. Nie „marnowano” też czasu na przeglądy techniczne i ewentualny remont maszyn używanych w zakładzie, nie przeszkolono również wystarczająco nowo zatrudnionych pracowników, Wszystko to zrobiono, aby nie opóźniać terminów dostaw, zwłaszcza, że tusze do przerobu mogły być przechowywane jedynie przez bardzo krótki czas. Przez takie niefrasobliwe podejście do zasad BHP, Pan Arkadiusz musiał starać się o odszkodowanie za wypadek w masarni.

Nasz przyszły klient pracował przy przerabianiu tusz na półtusze, choć oczywiście jak wielu innych starszych stażem pracowników, potrafił zająć się też pracą na innych stanowiskach. Niestety Pan Arkadiusz musiał pracować z wieloma nowo zatrudnionymi pracownikami, którzy nie posiadali ani odpowiedniego przeszkolenia ani kwalifikacji fizycznych do wykonywania swoich obowiązków. Właśnie przez pomyłkę i nieuwagę jednego z nich doszło do zdarzenia, przez który walczono o odszkodowanie za wypadek w masarni. Wszystko stało si w chwili, gdy jeden z z pracowników biegł na złamanie karku aby aby donieść kierownikowi zmiany, że maszyna do opalania sierści szwankuje. Mężczyzna bardzo się śpieszył, bowiem groziło to zatrzymaniem całej linii produkcyjnej na co ich zakład nie mógł sobie pozwolić. Niestety, podłoga była śliska, a nikt z pracowników nie posiadał odpowiedniego obuwia, które zapobiegałoby wpadaniu w poślizg, gdy więc przymusowy kurier potknął się, wpadł na jednego z nowo zatrudnionych, który przewracając się niefortunnie cisnął półtuszą, że uderzyła ona Pana Arkadiusza tak, że pchnęło go na piłę. Poczuł ból, a potem zobaczył tryskającą krew. Z pomocą kolegów udało się zatrzymać krwawienie i zachował on przytomność aż do przyjazdu karetki.

Ratownicy musieli mu amputować rękę aż na wysokości barku. Trzeba było też przetoczyć mu krew w miejsce tej utraconej w wyniku wypadku. Prawdę mówiąc, za cud można uznać fakt, że przeżył, a tymczasem nawet zachował przytomność w czasie trwania całego zajścia. Nie był jednak pewien, czy nie lepiej dla jego rodziny byłoby, gdyby umarł w trakcie. Być może wtedy jego żona i dzieci otrzymałyby rentę zapewniającą jego rodzinie utrzymanie. Kilka tygodni spędził w szpitalu, gdzie zapewniono mu także pierwszą „ortopedyczno-kosmetyczną” protezę, która jednak niebyła dobrze dopasowana. W domu rana goiła powoli i nieustannie cierpiał, ale starał się unikać brania środków przeciwbólowych, ponieważ wtedy już zupełnie nie mógł pomóc swej żonie Wiktorii. Kobieta musiała teraz pracować na dwie zmiany, szczególnie, że ZUS zwlekał nieustannie z przyznaniem jej renty jej mężowi. Pan Arkadiusz po jakimś czasie zaczął cierpieć na silne bóle pleców, co jest typowe dla ludzi pozbawionych kończyny, bowiem ich kręgosłup ulega skrzywieniu ze względu na nierównomierne obciążenie.

To od ortopedy dowiedział się o istnieniu naszej warszawskiej kancelarii adwokackiej. Poradził mu on, aby nawiązał kontakt z Powszechnym Zakładem Odszkodowań. Pan Arkadiusz nie mając nic do stracenia skontaktował się z naszymi prawnikami. Jako, że już nieraz prowadziliśmy podobne sprawy, to dobrze wiedzieliśmy na czym polega problem. Wysłaliśmy pismo do ubezpieczyciela masarni, ale ten zgodził się wypłacić jedynie 15000.00 zł, co było w naszym odczuciu kwotą zdecydowanie za niską biorąc pod uwagę jak wielkich krzywd doznał nasz klient. Sprawa musiała więc trafić do sądu.

W sądzie prawnicy ubezpieczyciela masarni stosowali szereg klasycznych sztuczek używanych przez prawników. Najpierw usiłowano przedstawić naszego klienta jako człowieka niekompetentnego, który za nic miał przepisy BHP i nie potrafił zadbać o siebie. W odpowiedzi pokazaliśmy wcześniejsze opinie na temat Pana Arkadiusza, gdzie przedstawiano go jako potencjalnego kandydata do awansu. Usiłowano potem przenieść oskarżenie na jednego z pracowników, jaki głównego sprawcę wypadku, lecz wtedy przedstawiliśmy wyniki procesu o nieprzestrzeganie przepisów BHP, co było kluczowym argumentem w tym procesie i ostatecznie przekonało sąd do tego, jaki wyrok powinien zapaść.

W końcu sąd zasądził odszkodowanie i zadośćuczynienie w wysokości 250.000.00 zł.